24 marca 2018, 20:29
Rozdział 15 - Podróż za jeden uśmiech...
Przez cały rok szkolny czekałam na spełnienie mojego największego marzenia - wyjazd do Francji. I właśnie moje pragnienie stawało się rzeczywistością. Zawsze chciałam zobaczyć na własne oczy ja wygląda Paryż, ujrzeć wieżę Eiffla i zwiedzić Katedrę Notre Dame. Teraz siedziałam na swoim miejscu w autokarze i myślalam, jak bardzo chciałabym być już na miejscu. Przede mną było prawie 28 godzin jazdy.
Spojrzałam w okno. Za oknem zobaczyłam tłum rozgorączkowanych rodziców udzielających ostatnich porad swoim pociechom. Mama po raz piąty pokazywała mi na migi jakiś dokument, co miało znaczyć, że powinnam pilnować paszportu i pieniędzy.
"Oni traktują mnie chyba jak dziecko!" - pomyślałam.
"Przecież nie wyjeżdżam na zawsze".
Uśmiechnęłam się do nich z lekkim zniecierpliwieniem i zmęczona tym całym zamieszaniem. Rozejrzałam się dyskretnie po autokarze, kilka miejsc było jeszcze wolnych. Parę sympatycznych twarzy, ale żadnej znajomej. Na zewnątrz ostatni maruderzy z pomocą kierowcy pakowali do obszernego bagażnika swoje plecaki.
- Za pięć minut ruszamy! - usłyszałam.
Wreszcie zacznie się prawdiwa przygoda. Po chwili autobus ruszył. Rzuciłam jeszcze tylko spojrzenie rodzicom i już za chwilę tłum odprowadzających zniknął za pierwszym zakrętem. Za kilkanaście godzin wreszcie zobaczę moją ukochaną Francję, malownicze winnice i Paryż, miasto zakochanych. Do całkowitego szczęścia brakowało mi tylko kochającego chłopaka.
Nagle zobaczyłam, że rząd przede mną siedzi bardzo interesujący chłopak. Postanowiłam nawiązać z nim rozmowę. Dowiedziałam się, że ów przystojniaczek ma na imię Tomek. Spodobał mi się od razu. Uśmiechnął się do mnie tak szeroko, że gdyby nie uszy, uśmiech okrążyłby głowę. W oczach zajarzyły mu takie słoneczne, figlarne iskierki i można powiedzieć, że mnie wzięło na maxa. Poczułam, jakbym go znała od wieków.
***************************************************************************************************** Było już późno, koło 3.00 w nocy. Światła w autobusie całkowicie wygaszone, większość ludzi spała od dawna znużona podróżą. Tomek również spał tuż obok mnie, może troszkę zmęczony kilkugodzinną rozmową ze mną. Jego bezwładna głowa bardzo delikatnie opierała się o moje ramię. Było mi na przemian gorąco i zimno, ale było to uczucie tak przyjemne, że prędzej zaryzykowałabym zwichnięcie barku niż odsunięcie się choćby na milimetr od Tomka.
Za oknem autobusu zaczął wstawać dzień. Pierwsze promienie słońca wychyliły się już zza horyzontu. Miałam przez moment ochotę, by obudzić mojego towarzysza podróży i przezyć to z nim. "Jeszcze nie teraz" - pomyślałam. "Wschód słońca w Paryżu nad Sekwaną, to będzie to!" - bo jak śpiewa DeSu: "Dziś wiem, życie cudem jest. To co chcę, mogę z niego mieć..."