Sekrety życia
24 marca 2018, 16:34
Rozdział 13 - I znów święta...
I znów święta. Znowu nadchodzi czas spotkań rodzinnych, refleksji, śpiewania kolęd przy wigilijnym stole. I to właśnie sprawia, że czuję przygnębienie. Zwłaszcza w pamięci zachowaną mam zeszłoroczną Wigilię. Była ona wyjątkowwa, A dlaczego? Zaraz opowiem.
Wszystko zaczęło się 23 grudnia - przyszłam wtedy ze szkoły, a na moim biurku leżał list. Nie był to zwyczajny list, ale właśnie był od NIEGO. Tak, od Mariusza. Znowu odżyły we mnie wspomnienia wakacyjnej lecz skończonej miłości. Bolesne, a zarazem szczęśliwe. Z prędkością wiatru rozerwałam kopertę i kiedy przeczytałam, że zadzwoni do mnie w Wigilię o 14.00
Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Od tamtej pory chodziłam jak we śnie. Dzień Wigilii był dla mmie dniem niecierpliwego wyczekiwania na dźwięk telefonu. Mijały minuty, godziny, a telefon nieustannie milczał. Gdy na zegarze wybiła godzina 14.00 siedziałam na wprost telefonu gapiąc się w niego jak sroka w gnat i próbowałam telepatycznie wywołać sygnał. Niestety, to nie skutkowało. Poczułam się wtedy oszukana, ale wciąż miałam nadzieję, że jeszcze tego wieczoru coś się wydarzy. Nie myliłam się.
Tuż po kolacji Wigilijnej siedziałam zrezygnowana w pokoju oglądając po raz setny "Kevina samego w domu" gdy nagle dryń, dryń, dryń... Tak, to był Mariusz. Nareszcie... Gdy usłyszałam w słuchawce jego głos, nogi się pode mną ugięły, serce biło mi jak szalone. To normalne. Przecież nadal coś do niego czułam.
To był ostatni raz, gdy z nim rozmawiałam. Zastanawaiam się, czy w tym roku ja nie powinnam tam zadzwonić, również o tej samej godzinie. Na pewno wiem, że byłby w domu. Tylko po to, by życzyć mu Wesołych świąt... No i w Sylwestra są jego imieniny...
Dodaj komentarz