16 kwietnia 2018, 18:56
Rozdział 55 - Trzy lata później...
Czasami myślę, że żyję wyłącznie po to, by pomagać.
Od czasu, gdy Karina i Krzysiek pogodzili się, nie wydarzyło się nic, co mogłoby zakłócić rodzinny spokój. Ich córeczka ma już 5 lat i jest wspaniałym dzieckiem.
Tak było aż do dnia, gdy Maciek przedstawił nam swoją narzeczoną. Właśnie dziś był dzień ich zaręczyn. W naszym domu odbył się z tej okazji uroczysty obiad.
Miała na imię Małgosia. Była niezwykłą dziewczyną. Maciek wiedział to od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył w parku. Podszedł do niej i przedstawił się. Dziewczyna miała jakiś smutny blask w oczach, który od razu go urzekł. Umówili się w kawiarni.
Następny etap trwał o wiele dłużej.
Małgosia nie oddawała szybko swojego ciała ani serca. Zbyt długo była samotna, żeby łatwo ulegać. Chociaż miała zaledwie 18 lat, była mądra i wiedziała, co znaczy ból. Ból samotności. Ból porzucenia. Nie opuszczał jej od czasu, gdy w dzieciństwie oddano ją do Domu Dziecka.
Nie pamiętała już dnia, kiedy przyprowadziła ją tam matka, która wkrótce potem zmarła. Nie zapomniała jednak chłodu sal, zapachu obcych ludzi i odgłosów poranka, kiedy leżąc w łóżku tłumiła łzy. Będzie to pamiętała do końca życia. Przez długie lata była pewna, że nic nie wypełni pustki jej duszy.
Wszystko się zmieniło, gdy poznała Maćka. Ich związek nie zawsze był łatwy, ale mocny, zbudowany na miłości i szacunku; ich światy się połączyły, tworząc coś pięknego i rzadkiego. Odkąd byli razem Maciek nigdy jej nie zawiódł. Była pewna, że nigdy tego nie zrobi - zbyt dobrze się znali.
Czy zostało jeszcze coś, czego się o nim nie dowiedziała? Poznała go na wylot. Wiedziała wszystko o jego niemądrych sekretach, dziecięcych marzeniach i drżących lękach. Dzięki temu nabrała szacunku dla całej naszej rodziny.
Przy Maćku zawsze była szczęśliwa. Robił takie cudowne rzeczy.
Tego dnia byli w radosnym nastroju. Lubił na nią patrzeć. Miała szczupłe biodra, wąską talię, kształtne ramiona. Miała też wspaniałe, ciemne włosy, często powiewające na wietrze. Była po prostu ideałem pięknej kobiety. Uzgodnili, że wezmą skromny i cichy ślub. Małgosia nie miała rodziny, ma Maciek chciał dzielić tę chwilę tylko z nią, bez setek zaproszonych gości. Tylko najbliżsi. Wszyscy bylismy zadowoleni z tej decyzji.
Po obiedzie postanowili wrócić do jej mieszkania. Wolałam jednak, żeby tego wieczoru zostali dłużej z rodziną. Miałam jakieś złe przeczucia, ale Oni postawili jednak na swoim.
- Chcielibyśmy pobyć trochę sami. Nie zdążyliśmy się do końca nacieszyć decyzją, że już za miesiąc będziemy małżeństwem - powiedział Maciek.
- Jeszcze zdążycie nacieszyć się sobą. Proszę, zostańcie jeszcze - namawiałam.
- Nie, mamo. Jutro zadzwonię. Już jest późno, a przed nami prawie godzina drogi.
Nie chciałbym jechać po nocy.
Pożegnali się szybko i już ich nie było. Mnie jednak nie opuszczały złe myśli.
"Coś się stanie. Wiem, że stanie się coś niedobrego" - myślałam.