Sekrety życia
04 kwietnia 2018, 14:50
Rozdział 37 - ślub i wesele...
Pewnego dnia będąc na mieście i oglądając wystawę ze ślubnymi sukniami spotkałam Mariusza. Chciałam Go szybko wyminąć, ale zagrodził mi drogę i nie pozwolił przejść. Błagał, byśmy usiedli w pobliskiej restauracji. Zrobiłam to bardzo niechętnie, ale szczerze mówiąc, aż serce mi się do Niego wyrywało.
Rozmawialiśmy chłodno. Mariusz po raz kolejny prosił mnie o przebaczenie. Nie krył jednak zaskoczenia, kiedy powiedziałam mu o moich planach. Błagał prawie na kolanach, bym przemyslała tę decyzję, przede wszystkim dlatego, że jest w trakcie rozwodu i nic by nie stało już na przeszkodzie naszemu szczęsciu.
Ucieszyłam się, ale nie mogłam znowu skrzywidzić Janusza. Za wiele razy go zraniłam, odrzucając. O spotkaniu na mieście nic nie powiedziałam Januszowi.
***************************************************************************************************
Nasz ślub odbył się w małej miejscowości w Polskich Tatrach.
Ja i Janusz pobraliśmy się w pobliskiej Kapliczce.
Mariusz dostał zaproszenie, ale prawdę mówiąc nie liczyłam na to, że przyjdzie. Zjawił się prawie w chwili, gdy miałam wypowiadać sakramentalne "TAK"
Myślałam, że przerwie całą uroczystość, ale pomyliłam się. Tylko stał i patrzał.
Wypowiadając przysięgę: "
... I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci...", o mało nie wybuchnęłam płaczem, ale zarazem chciałam sprawić przykrość Mariuszowi. '
Niech On też pocierpi! - myślałam.
Nie było odwrotu. Zostałam żoną człowieka, którego nie kochałam. Janusz był tak zaślepiony miłością do mnie, że nawet nie zauważył czułych spojrzeń, które rzucałam Mariuszowi w Kościele. Świadomie wiedziałam, że będzie moim kochankiem. I tak też się stało.
Nocami byłam żoną Janusza, natomiast w dzień, kiedy ten był w pracy, spotykałam się z moim ukochanym. Najlepsze w tym wszystkim było to, że mój mąż niczego się nie domyślał.
******************************************************************************************************
Karina i Krzysiek wybrali bardziej romantyczniejsze miejsce. Ponieważ oboje kochają góry, postanowili, że wezmą ślub na samym szczycie Kasprowego Wierchu. Tam musiało być pięknie. Karina byla piękną panna młodą. Szkoda, że nie wychodziłyśmy za mąż w tym samym czasie, ale niestety nie było to możliwe, bo inaczej nie byłoby mnie na ślubie mojej najlepszej przyjaciółki
(i na odwrót). A to by było niewybaczalne.
Patrząc na nich byłam pewna, że z Krzyśkiem niczego jej nie zabraknie.
Tuż po weselu wyjechali w podróż poślubną w szwajcarskie Alpy. Spędzili tam też miesiąc miodowy. Po powrocie zamieszkali w Bydgoszczy - rodzinnym mieście Krzysztofa.
Dodaj komentarz