18 kwietnia 2018, 17:39
Rozdział 57 - Załamanie
Jak tylko dowiedzieliśmy się z Mariuszem o wypadku, natychmiast pojechaliśmy do szpitala.
- Mój Boże - pomyślałam
Za miesiąc mieli się pobrać. Byli tacy szczęśliwi....
Trzy lata temu zmarła Paulinka, a teraz Maciek walczy ze śmiercią. Znowu to samo.
Poczułam, że za chwilę zacznę płakać i mocno, gwałtownie wciągnęłam powietrze.
"Nie mogę płakać. Muszę przestać myśleć o tym, co było. Paulina odeszła, ale wciąż mam syna. On także był moim dzieckiem, mimo tego, że go nie urodziłam. Nic Mu się nie stanie. Nie pozwolę na to."
Z medycznego punktu widzenia stan Maćka był krytyczny. Odniósł wiele obrażeń, był w śpiączce. Miał złamaną rękę, udo, stopę i obojczyk. Lekarz mówił, że mimo tak ciężkich obrażeń, wyjdzie z tego.
- A Małgosia...?
- Czy ktoś z Państwa jest krewnym tej dziewczyny z wypadku? - zapytał lekarz.
- Ona jest narzeczoną mojego syna. Doktorze, co z nią? - zapytałam.
- Bardzo mi przykro, ale nie mogliśmy nic zrobić. Dziewczyna zginęła na miejscu. Miała zbyt dużo obrażeń, które spowodowały krwotok. Poza tym jej twarz była całkowicie zniszczona.
*****************************************************************************************************
Maciek ciągle pozostawał w śpiączce, dlatego nic nie wiedział o śmierci Małgosi.
Minęły już dwa tygodnie, a jego stan w ogóle się nie poprawiał. Czasami traciłam nadzieję w to, czy kiedykolwiek wyjdzie z tego.
Aż pewnego dnia zdarzył się cud. W pokoju Maćka panowała cisza. Jasne promienie słońca padały na pościel. Przy jego łóżku stał lekarz z poważnym wyrazem twarzy. Znieruchomiałam w drzwiach, spoglądając to na lekarza, to na łóżko. I wtedy go zobaczyłam.
Na drżących nogach podeszłam do łóżka, pochyliłam się i dotknęłam twarzy syna.
- Cześć Mamo - to najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam.
Łzy popłynęły mi po twarzy. Nawet lekarz miał łzy w oczach, kiedy patrzył na 19 - letniego chłopaka, który właśnie wrócił do życia. Przez długą chwilę delikatnie obejmowałam przybranego syna, a On głaskał mnie po włosach.
- Nie denerwuj się mamo. Już wszystko w porządku.
Jak dobrze było usłyszeć jego głos. Maciek żył i to było najważniejsze.
Nagle spostrzegłam, że twarz mu spochmurniała, jakby dopiero teraz przypomniał sobie, dlaczego się tu znalazł. Nie znajdował słów, ale musiał zadać to pytanie. Badawczo spojrzał na mnie.
- Spokojnie, Kochanie.
- Mamo... A Gośka...? Pamiętam, że... - zapytał z twarzą bladą jak ściana.
Co z nią? - łzy już napływały mu do oczu.
Usiadłam ostrożnie na krześle obok łóżka i czule przesunęłam dłonią po jego policzku.
- Musisz być bardzo silny... Małgosia nie miała szans. Ona i ten drugi kierowca zginęli na miejscu.
Te słowa zabolały Go tak bardzo, że nie mógł powstrzymać łez. Dotarło do Niego, że już nigdy nie zobaczy ukochanej.
W tym wypadku Maciek utracił jakiś fragment samego siebie, jakby część jego duszy umarła, wykrwawiła się na śmierć.
Jego rehabilitacja trwała bardzo długo. W głębi duszy nigdy nie pogodził się z tym, co się stało. Była jego narzeczoną, dziewczyną, którą kochał i pragnął poślubić. A teraz... Musiał nauczyć się żyć bez niej...